„Starałem się pokazać ludzi przepełnionych szlachetnymi, dobrymi intencjami i zrozumieć motywy, które nimi kierowały” powiedział o swoim przedstawieniu Maciej Wojtyszko, reżyser i zarazem autor sztuki. Postaci dwóch wielkich niemieckich ideologów, Karola Marksa i Fryderyka Engelsa ukazane podczas ich londyńskiej emigracji, stały się kanwą spektaklu, w którym Wojtyszko zestawia prozę życia myślicieli z narodzinami ich socjalistycznej ideologii.
Sztuka teatralna
Spektakl o przyjaźni Karola Marksa i Fryderyka Engelsa podczas ich pobytu na emigracji to na pierwszy rzut oka barwny i wymowny obraz prywatnego życia ideowców w Londynie. Reżyser nie skupia się jednak na sferze obyczajowej, ale sprawnie wykorzystuje ją do ukazania w niezwykle dobitny sposób kontrowersyjnej natury dwóch wybitnych jednostek. Portretuje dwa silne charaktery, które w prywatnym życiu działają w sprzeczności z głoszonymi poglądami i ideami. Walczą z kapitalizmem, ale nie wahają się korzystać z jego zdobyczy, by przeżyć. Bronią interesów proletariuszy, krzywdząc jednocześnie tych spośród nich, których mają w swoim najbliższym otoczeniu.

Charakterystyka postaci
Marks (grany brawurowo przez Marcina Sianko) to przykład bon-vivanta, z pozoru uroczego i otwartego człowieka, demagoga, potrafiącego łatwo zjednywać sobie ludzi, ale który tak naprawdę myśli wyłącznie o sobie. Jego całkowitym przeciwieństwem jest Engels (znakomity Grzegorz Mielczarek), człowiek powściągliwy i emocjonalnie skromny. Sprawdzający się świetnie w roli przyjaciela, nie wzbudza specjalnego zainteresowania i emocji. Po prostu jest. Żyje niejako w cieniu błyszczącej gwiazdy Marksa, nie radzącego sobie co prawda z podstawowymi sprawami bytu, ale posiadającego niewątpliwą charyzmę. To jednak właśnie on, Engels, uratuje przyjaciela przed skandalem i otoczy jego rodzinę opieką biorąc na siebie ojcostwo dziecka Marksa i służącej. Jenny von Westphalen, pochodząca z arystokratycznej rodziny żona Marksa (świetna, przekonująca i prawdziwa Dominika Bednarczyk) stanowi przykład bohaterki, w której dokonuje się wewnętrzna walka: kobieta, która zdaje sobie sprawę z okoliczności oraz skutków mężowskiej zdrady staje przed wyborem zniszczenia własnego związku i pozbawienia dzieci ojca lub pozostania w małżeństwie, które zdegradowało co prawda jej status i dumę, ale które świadomie wybrała. Będzie więc udawać, że nie zna prawdy o mężu i służącej, ponieważ taka postawa zagwarantuje stabilność całej rodziny. To hipokrytka wyznająca zasadę równości, byle jednak nie na własnym „podwórku”. Helena Demuth, służąca, to postać silna, dojrzała, wykazująca się klasą mimo niskiego pochodzenia (Karolina Kamińska prowadzi swoją rolę konsekwentnie i nad wyraz dojrzale). Nie przedkłada własnej krzywdy nad dobro rodziny, z którą jest związana pracą. Nie chce niszczyć Marksom życia. Uwiedziona i wykorzystana nie daje się przekonać do aborcji, na którą namawia ją Marks, by zatuszować zdradę – tytułowy Fryderyk Demuth przyjdzie na świat. Służąca pełni ważną rolę w sztuce – to od niej zależy szczęście rodzinne Marksów, ich spokój i stabilność. Jej poświęcenie nie zostanie jednak w pełni docenione – baronessa stanowczo sprzeciwi się wychowywaniu Fryderyka na łonie rodziny Marksów (co by mu się skądinąd słusznie należało z uwagi na więzy krwi). Helena Demuth wraz z Engelsem i Jenny uratuje nie tylko rodzinę i dom Karola Marksa, ale także jego byt, pozwalając mu na normalne życie i możliwość tworzenia. Tylko jedna osoba pozostanie nieświadoma burzy przewalającej się nad domem Marksów – Wilhelm Liebknecht Krzysztofa Piątkowskiego, zapatrzony w swoich mistrzów, a zwłaszcza w Marksa działacz i ideowiec. Czasem zabawny, to znów naiwny.

Aktorzy i realizacja
Zespół aktorski musiał zmierzyć się nie z lada wyzwaniem przedstawienia historycznych postaci nadając im lekkości i charakteru. Aktorzy popisowo i w pełni dojrzale poprowadzili swoje role, kreując na maleńkiej scenie Miniatury bardzo prawdziwy świat. Przyczyniła się do tego scenografia Justyny Łagowskiej, której udało się stworzyć niezwykle realistyczne wnętrza skromnych angielskich mieszkań. Muzyka Bolesława Rawskiego stanowi w przedstawieniu istotny element – akompaniament będący przerywnikiem kolejnych scen, systematyzuje upływ czasu i porządkuje akcję. Spektakl nie ma w sobie pierwiastka historycznego, pomimo wykorzystania w nim sylwetek znanych ideologów. Dialogi i reżyseria skupiają się raczej na wydobyciu tego, co w naturze ludzkiej stałe i niezmienne, przy precyzyjnym zachowaniu realizmu i psychiki bohaterów.
Rekomendacja
Spektakl ogląda się komfortowo, jest znakomicie poprowadzony i zagrany. Nie ma tu żadnego zbędnego elementu, żadnej nieścisłości realizacyjnej czy interpretacyjnej. To solidna dawka rzetelnego teatru, która pozostaje w widzu na długo. Trzeba mieć nadzieję, że przedstawienie nie zniknie z afisza Teatru Słowackiego, bowiem ze wszech miar warte jest zobaczenia, czego dowodem była entuzjastyczna reakcja publiczności. A to rekomendacja najlepsza.
